Autor: Łukasz Walewski, Marcin Pośpiech
Tytuł: Ambasadorowie. Czego nie powie Ci Królowa.
Strony: 296
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Premiera: 9.11.2016
Ocena: 3/5☆
Kupiłam tę pozycję bo zaciekawił mnie opis na okładce, ale zawiodlam się na niej. Ogólnie mówiąc nie jest źle, ale spodziewałam się więcej informacji odnośnie protokołu dyplomatycznego - w końcu to on wpływa na postępowanie ambasadora i jego relacje z innymi przedstawicielami państwowymi. Tymczasem dowiadujemy się że oficjalny strój ambasadora to smoking bądź frak (i proszę zauważyć ze słowem nie wspomniano o stroju ambasadora-kobiety. W sumie nic w tym dziwnego, skoro rozmówcami autorów byli wyłącznie mężczyźni...), jak NIE witać się z królową Elżbietą II oraz jak wygląda przekazanie listów głowie państwa przez nowo mianowanego ambasadora. I że ambasador ma bywać na salonach.
Ja rozumiem że książka miała pokazać na czym polega praca ambasadora, ale zabrakło mi jakiejś głębi. Było kilka anegdot które rozmieszyly mnie do łez kiedy wyobrażałam sobie daną scenę w głowie, ale było ich niewiele.
Cała książka jest tak naprawdę zlepkiem innych pozycji niż czymś nowym. Zdaję sobie sprawę ze na ten temat powstało wiele książek i ciężko znaleźć coś czego wcześniej nie było, ale to nie usprawiedliwia autorów.
To co najbardziej mnie denerwowało to odwoływanie się autorów stale do tych samych pozycji. Jak dobrze pamiętam w przypisach cały czas przewija się 5 czy 6 książek, a cytaty z nich stanowią jakieś 50% objętości. Po kilkunastu stronach stało się to nudne i nie pomagało w dotarciu do końca książki.
Odniosłam wrażenie że jest to bardziej podkładka do napisania książki, niż ta właściwa, gotowa do druku publikacja, ale jest to moja, subiektywna, opinia.
Powiem tak: jeśli wpadnie wam w rece ta ksiazka, można ją przeczytać, ale nie szukałabym jej specjalnie w ksiegarni.
Książka przeczytana w ramach wyzwania 'pod hasłem' oraz 'zatytułuj się'.
Duremka czyta
Witajcie w moim książkowym świecie :)
środa, 4 kwietnia 2018
Ja żyję!
Wiem że blog przez dłuższy czas świecił pustkami ale obiecuję poprawę. Postaram zamieszczać co najmniej dwie recenzje w miesiącu od tej pory, kto wie może uda mi sie więcej. Nadal studiuję, więc wolny czas jest praktycznie nieistniejący, ale postaram się go trochę wygospodarować na pisanie recenzji.
Po południu pojawi się pierwsza z nich, ale będziecie musieli poczekać do tego czasu żeby przekonać się co ostatnio przeczytałam ;)
Miłego dnia życzę!
Po południu pojawi się pierwsza z nich, ale będziecie musieli poczekać do tego czasu żeby przekonać się co ostatnio przeczytałam ;)
Miłego dnia życzę!
sobota, 2 września 2017
58/2017 Robert Langdon kontra masoni
W oczekiwaniu na piątą odsłonę przygód profesora Roberta Langdona postanowiłam przypomnieć sobie jego wcześniejsze perypetie.
Pewnie zastanawiacie się którą część wybrałam.
Zdradzę, że nie będzie to żadna z dotąd zekranizowanych powieści. Co więcej, jest to jedyna książka z tej serii, która nie doczekała się premiery na wielkim ekranie do chwili obecnej. Może kiedyś to nastąpi, mam taką nadzieję.
Fani twórczości Dana Browna, a w szczególności profesora Langdona, zapewne domyślili się już o jakiej książce mowa. Pozostałym już ujawniam, o którym tytule mowa.
Przed wami recenzja książki "Zaginiony symbol".
Najpierw garść informacji:
Autor: Dan Brown
Tytuł: Zaginiony symbol
Tytuł oryginalny: The Lost Symbol
Strony: 623
Data publikacji: 2013 (wydanie IX)
Wydawca: Wydawnictwo Albatros & Wydawnictwo Sonia Draga
Data przeczytania: 28.08.2017
Ocena: 4,5/5 ☆
Wszystko zaczyna się zwyczajnie - Peter Solomon, przyjaciel profesora Langdona, prosi go o pomoc. Prelegent w ostatniej chwili odwołał swoją obecność, wiec Peter prosi Roberta o zastąpienie go. Ten niewiele myśląc wyraża zgodę i, nim zdąży się obejrzeć, jest w drodze do Waszyngtonu. Jednak kiedy dociera na miejsce okazuje się, że zaproszenie było farsą, a po Peterze zniknął wszelki ślad.
Choć niezupełnie jest to prawdą. Osoba, która sprowadziła Langdona do Waszyngtonu, zostawia mu prezent na podłodze Kapitolu - rękę Petera, będącą także zaproszeniem do dalszej rozgrywki i odnalezienia tego, co dotychczas było ukryte. Chcąc odnaleźć przyjaciela, Robert nie ma wyjścia jak podjąć rzucone mu wyzwanie. Czy uda mu się rozwiązać zagadkę zanim będzie za późno?
Poszukiwań nie ułatwia fakt, że sprawą interesuje się CIA, a powody ich zaangażowania są co najmniej niejasne. Robert Langdon musi nie tylko znaleźć to czego chce od niego porywacz Petera ale przy okazji uniknąć śledzących to agentów. Czy ich zaangażowanie będzie miało pozytywne efekty bohaterowie przekonają się szybciej niż by chcieli.
Tak jak w każdej książce Dana Browna, tak i w tej rozwiązanie ukrywa się pod kilkoma szyframi i ukrytymi przesłaniami. Niektóre łatwiejsze do odgadnięcia, niektóre trudniejsze, choć z całą pewnością rozwiązanie Cię zaskoczy.
Pewnie zastanawiacie się którą część wybrałam.
Zdradzę, że nie będzie to żadna z dotąd zekranizowanych powieści. Co więcej, jest to jedyna książka z tej serii, która nie doczekała się premiery na wielkim ekranie do chwili obecnej. Może kiedyś to nastąpi, mam taką nadzieję.
Fani twórczości Dana Browna, a w szczególności profesora Langdona, zapewne domyślili się już o jakiej książce mowa. Pozostałym już ujawniam, o którym tytule mowa.
Przed wami recenzja książki "Zaginiony symbol".
Najpierw garść informacji:
Autor: Dan Brown
Tytuł: Zaginiony symbol
Tytuł oryginalny: The Lost Symbol
Strony: 623
Data publikacji: 2013 (wydanie IX)
Wydawca: Wydawnictwo Albatros & Wydawnictwo Sonia Draga
Data przeczytania: 28.08.2017
Ocena: 4,5/5 ☆
Wszystko zaczyna się zwyczajnie - Peter Solomon, przyjaciel profesora Langdona, prosi go o pomoc. Prelegent w ostatniej chwili odwołał swoją obecność, wiec Peter prosi Roberta o zastąpienie go. Ten niewiele myśląc wyraża zgodę i, nim zdąży się obejrzeć, jest w drodze do Waszyngtonu. Jednak kiedy dociera na miejsce okazuje się, że zaproszenie było farsą, a po Peterze zniknął wszelki ślad.
Choć niezupełnie jest to prawdą. Osoba, która sprowadziła Langdona do Waszyngtonu, zostawia mu prezent na podłodze Kapitolu - rękę Petera, będącą także zaproszeniem do dalszej rozgrywki i odnalezienia tego, co dotychczas było ukryte. Chcąc odnaleźć przyjaciela, Robert nie ma wyjścia jak podjąć rzucone mu wyzwanie. Czy uda mu się rozwiązać zagadkę zanim będzie za późno?
Poszukiwań nie ułatwia fakt, że sprawą interesuje się CIA, a powody ich zaangażowania są co najmniej niejasne. Robert Langdon musi nie tylko znaleźć to czego chce od niego porywacz Petera ale przy okazji uniknąć śledzących to agentów. Czy ich zaangażowanie będzie miało pozytywne efekty bohaterowie przekonają się szybciej niż by chcieli.
Tak jak w każdej książce Dana Browna, tak i w tej rozwiązanie ukrywa się pod kilkoma szyframi i ukrytymi przesłaniami. Niektóre łatwiejsze do odgadnięcia, niektóre trudniejsze, choć z całą pewnością rozwiązanie Cię zaskoczy.
niedziela, 13 sierpnia 2017
46/2017 Wampirzy Zakon z Bostonu
Pewnie zastanawiacie się jaką książkę zapowiada tytuł tego posta. Nie trzymam Was w niepewności ani chwili dłużej i już mówię.
Macie przed sobą recenzję książki "Potęga północy", autorką której jest Lara Adrian. Książka ta jest czwartą odsłoną serii o wiele mówiącym (lub nie) tytule 'Rasa Środka Nocy'.
Kilka informacji na temat książki:
Autor: Lara Adrian
Tytuł: Potęga północy
Tytuł oryginalny: Midnight Rising
Strony: 320
Data publikacji: 25.01.2011
Wydawca: Wydawnictwo Amber
Data przeczytania: 11.08.2017
Seria: Rasa Środka Nocy #4
Ocena: 4,5/5 ☆
Dla osób, które nie mają pojęcia co też może oznaczać ta nazwa, spieszę z odpowiedzią - jest to określenie wampirów. Ich przodkami są Prastarzy - obcy, którzy przybyli na Ziemię w wyniku awarii pojazdu kosmicznego. Ich układ trawienny nie był przystosowany do ziemskiego jedzenia, jedynym pożywieniem jakie potrafił przyswoić była krew. Jak się okazało, nie są w stanie rozmnażać się z kobietami zamieszkującymi nową planetę. Z jednym wyjątkiem - gdy kobiety miały znamię o konkretnym kształcie. Kobiety te nazwano Dawczyniami Życia.
Skoro krótka historia Rasy za nami, to przejdźmy do historii opisanej w "Potędze północy".
Dylan Alexander jest nowojorską dziennikarka pracującą w gazecie specjalizującej się w publikowaniu nieprawdopodobnych historii, z których znaczna część została zwyczajnie wymyślona i nie ma w nich ani grama prawdy. Jedną z takich historii będzie musiała stworzyć w trakcie podróży po Europie, inaczej może pożegnać się z pracą. A przynajmniej takiego argumentu użyła by przekonać swojego szefa do udzielenia jej urlopu. Niestety wakacje dobiegają końca a inspiracji do napisania artykułu jak nie było, tak nie ma. Jednak wszystko się zmienia, kiedy wraz z przyjaciółkami matki spacerują po lesie w miejscowości położonej nieopodal Pragi. W Dylan odzywa się dar, który ma od dziecka - widzi duchy zmarłych kobiet. Tak samo dzieje się tym razem. Na szlaku ukazuje się jej duch kobiety i błaga o uratowanie 'go', po czym prowadzi Dylan do jaskini, w której przebywa Rio...
Rio to, jak sam o sobie mówi, członek Rasy. Urodził się w Hiszpanii, a imię jakie mu nadano brzmi Eleuterio de la Noche Atancio. Jest wampirem-wojownikiem należącym do Zakonu, który walczy ze Szkarłatnymi - wampirami które poddały się zewowi krwi. Od kiedy został ranny w wyniku zdrady swojej Dawczyni Życia, Evy, zastanawia się nad sposobem skończenia swojej egzystencji. Kiedy podejmuje się wysadzenia komory hibernacyjnej Prastrego, którą Zakon odkrył w lasach w pobliżu Pragi, robi to z myślą o samobójstwie. Jednak przez pięć długich miesięcy coś go powstrzymuje -najpierw brak odwagi, później napady silnych bóli głowy. I wtedy w jego kryjówce pojawia się Dylan...
Pobyt dziennikarki w komorze hibernacyjnej wywołuje niemałe komplikacje, zmuszając ją do spędzenia znacznej ilości czasu w towarzystwie Rio. Od początku wzbudza wzbudza w niej ciekawość, a im więcej o nim wie, tym bardziej zaczyna jej na nim zależeć. Wampir próbuje ją do siebie zniechęcić, nie potrafi zrozumieć co Dylan widzi w jego pokierszowanym ciele. Nie jest w stanie spojrzeć poza swoje blizny i znaleźć to, co wydaje się przyciągać do niego Dawczynię Życia. Czas jaki spędzają ze sobą zbliża ich do siebie, powoduje że Rio otwiera się przed Dylan i w końcu dostrzega to, co od początku w nim widziała.
Jednak zanim bohaterowie doczekają się happy endu, kobieta znajdzie się w ogromnym niebezpieczeństwie...
Wojownikiem Zakonu, przy pomocy Dylan i pozostałych Dawczyń Życia mieszkających w kwaterze, udaje się wpaść na trop Prastarego który ukrywał się w odkrytej wcześniej komorze hibernacyjnej oraz jego syna, który od początku był zamieszany w sprawę. Czy uda im się odnaleźć nową kryjówkę Prastarego nim będzie za późno?
Czy Rio będzie umiał przestać nienawidzić Evę? Czy będzie umiał wybaczyć jej zdradę?
Jak dalej potoczą się losy członków Zakonu? Czy wyjdą zwycięsko ze zbliżającego się starcia? A może to ich wrogom uda się osiągnąć cel i wyeliminować wszystkich wojowników?
Żeby poznać odpowiedzi na te i inne pytania, należy przeczytać "Potęgę północy". Zapraszam do zapoznania także z pozostałymi książkami w serii 'Rasa Środka Nocy', których jest 14 oraz kilka krótszych historii towarzyszących 😊. Można je czytać w dowolnej kolejności, ponieważ każda książka stanowi odrębną opowieść. Jednakże polecam czytanie ich zgodnie z chronologią, bo wydarzenia, które miały miejsca we wcześniejszych częściach mają wpływ na to co dzieje się później a czytanie ich w kolejności losowej może powodować gubienie się w wątkach 😉
Macie przed sobą recenzję książki "Potęga północy", autorką której jest Lara Adrian. Książka ta jest czwartą odsłoną serii o wiele mówiącym (lub nie) tytule 'Rasa Środka Nocy'.
Kilka informacji na temat książki:
Autor: Lara Adrian
Tytuł: Potęga północy
Tytuł oryginalny: Midnight Rising
Strony: 320
Data publikacji: 25.01.2011
Wydawca: Wydawnictwo Amber
Data przeczytania: 11.08.2017
Seria: Rasa Środka Nocy #4
Ocena: 4,5/5 ☆
Dla osób, które nie mają pojęcia co też może oznaczać ta nazwa, spieszę z odpowiedzią - jest to określenie wampirów. Ich przodkami są Prastarzy - obcy, którzy przybyli na Ziemię w wyniku awarii pojazdu kosmicznego. Ich układ trawienny nie był przystosowany do ziemskiego jedzenia, jedynym pożywieniem jakie potrafił przyswoić była krew. Jak się okazało, nie są w stanie rozmnażać się z kobietami zamieszkującymi nową planetę. Z jednym wyjątkiem - gdy kobiety miały znamię o konkretnym kształcie. Kobiety te nazwano Dawczyniami Życia.
Skoro krótka historia Rasy za nami, to przejdźmy do historii opisanej w "Potędze północy".
Dylan Alexander jest nowojorską dziennikarka pracującą w gazecie specjalizującej się w publikowaniu nieprawdopodobnych historii, z których znaczna część została zwyczajnie wymyślona i nie ma w nich ani grama prawdy. Jedną z takich historii będzie musiała stworzyć w trakcie podróży po Europie, inaczej może pożegnać się z pracą. A przynajmniej takiego argumentu użyła by przekonać swojego szefa do udzielenia jej urlopu. Niestety wakacje dobiegają końca a inspiracji do napisania artykułu jak nie było, tak nie ma. Jednak wszystko się zmienia, kiedy wraz z przyjaciółkami matki spacerują po lesie w miejscowości położonej nieopodal Pragi. W Dylan odzywa się dar, który ma od dziecka - widzi duchy zmarłych kobiet. Tak samo dzieje się tym razem. Na szlaku ukazuje się jej duch kobiety i błaga o uratowanie 'go', po czym prowadzi Dylan do jaskini, w której przebywa Rio...
Rio to, jak sam o sobie mówi, członek Rasy. Urodził się w Hiszpanii, a imię jakie mu nadano brzmi Eleuterio de la Noche Atancio. Jest wampirem-wojownikiem należącym do Zakonu, który walczy ze Szkarłatnymi - wampirami które poddały się zewowi krwi. Od kiedy został ranny w wyniku zdrady swojej Dawczyni Życia, Evy, zastanawia się nad sposobem skończenia swojej egzystencji. Kiedy podejmuje się wysadzenia komory hibernacyjnej Prastrego, którą Zakon odkrył w lasach w pobliżu Pragi, robi to z myślą o samobójstwie. Jednak przez pięć długich miesięcy coś go powstrzymuje -najpierw brak odwagi, później napady silnych bóli głowy. I wtedy w jego kryjówce pojawia się Dylan...
Pobyt dziennikarki w komorze hibernacyjnej wywołuje niemałe komplikacje, zmuszając ją do spędzenia znacznej ilości czasu w towarzystwie Rio. Od początku wzbudza wzbudza w niej ciekawość, a im więcej o nim wie, tym bardziej zaczyna jej na nim zależeć. Wampir próbuje ją do siebie zniechęcić, nie potrafi zrozumieć co Dylan widzi w jego pokierszowanym ciele. Nie jest w stanie spojrzeć poza swoje blizny i znaleźć to, co wydaje się przyciągać do niego Dawczynię Życia. Czas jaki spędzają ze sobą zbliża ich do siebie, powoduje że Rio otwiera się przed Dylan i w końcu dostrzega to, co od początku w nim widziała.
Jednak zanim bohaterowie doczekają się happy endu, kobieta znajdzie się w ogromnym niebezpieczeństwie...
Wojownikiem Zakonu, przy pomocy Dylan i pozostałych Dawczyń Życia mieszkających w kwaterze, udaje się wpaść na trop Prastarego który ukrywał się w odkrytej wcześniej komorze hibernacyjnej oraz jego syna, który od początku był zamieszany w sprawę. Czy uda im się odnaleźć nową kryjówkę Prastarego nim będzie za późno?
Czy Rio będzie umiał przestać nienawidzić Evę? Czy będzie umiał wybaczyć jej zdradę?
Jak dalej potoczą się losy członków Zakonu? Czy wyjdą zwycięsko ze zbliżającego się starcia? A może to ich wrogom uda się osiągnąć cel i wyeliminować wszystkich wojowników?
Żeby poznać odpowiedzi na te i inne pytania, należy przeczytać "Potęgę północy". Zapraszam do zapoznania także z pozostałymi książkami w serii 'Rasa Środka Nocy', których jest 14 oraz kilka krótszych historii towarzyszących 😊. Można je czytać w dowolnej kolejności, ponieważ każda książka stanowi odrębną opowieść. Jednakże polecam czytanie ich zgodnie z chronologią, bo wydarzenia, które miały miejsca we wcześniejszych częściach mają wpływ na to co dzieje się później a czytanie ich w kolejności losowej może powodować gubienie się w wątkach 😉
Etykiety:
4.5 gwiazdki,
52 book challenge 2017,
books,
ebook,
książki,
Lara Adrian,
lit. amerykańska,
Rada Środka Nocy,
recenzje,
reviews,
romans,
romans paranormalny,
wampiry,
wydawnictwo Amber
środa, 28 czerwca 2017
Duremka poleca - Fifty Frogs
Autor: Tawdra Kandle
Tytuł: Fifty Frogs
Data premiery: 27.06.2017
Strony: 253
Książkę znalazłam przypadkiem. Zaciekawiła mnie okładka, więc weszłam na stronę książki na amazonie żeby zobaczyć czy opis też jest ciekawy. Nie zawiodłam się - mam wielką ochotę dowiedzieć się jak Vivian poradzi sobie ze swoimi "żabami" i mimo wysokiej (jak dla mnie) ceny planujęjej zakup w najbliższym czasie. Dla zachęty poniżej opis.
Vivian is sick of dating. Sick of the way guys treat her, sick of living and crying by when and if they call . . . she’s just done.
When her aunt reminds her that a girl has to kiss a lot of frogs before she finds her prince--Aunt Gail says that number is fifty--Vivian decides she’s taking control of her dating life: she’s going to go on a series of first dates only, and each one must end in a kiss. She begins chronicling each date--the good, the bad and the downright unbelievable--with a plan to turn the stories into an in-depth magazine series about the realities of dating in the twenty-first century.
Everything’s going along according to plan until Vivian hits a bump in her road with Frog Number Five, who doesn’t seem to understand his role in this deal. And despite Vivian’s determination to make it all the way to the big five-oh, when fate keeps throwing this same man across her path, she begins to wonder if maybe it’s time to ditch the plan . . . and kiss just one more frog.
wtorek, 2 maja 2017
28/2017 O czym szepczą cyprysy?
Witam i zapraszam na recenzję kolejnej książki, pochłoniętej jeszcze w kwietniu :)
Autor: Yvette Manessis Corporon
Tytuł: Szept cyprysów
Tytuł oryginalny: When the Cypress Whispers
Strony: 368
Data publikacji: 11.04.2016
Data przeczytania: 28.04.2017
Ocena: 5/5 ☆
Seria: Życie jest piękne #5
Wydawca: REBIS
Po śmierci męża, Daphne została sama z córeczką i rosnącą górą rachunków. Postanowiła zaryzykować i wszystkie oszczędności zainwestować w otwarcie własnej restauracji, mającej serwować greckie potrawy. To właśnie tam poznaje Stephana - przystojnego i bogatego bankiera, który może odmienić jej los. Kiedy mężczyzna oświadcza się jej, akceptuje je, upiera się jednak, że ślub i wesele mają odbyć się na greckiej wyspie - Erikusie.
To na tej wyspie mieszka babcia Daphne - Evangelia, u której spędzała wakacje jako dziecko, a także później, już jako nastolatka i dorosła. Ma nadzieję, że teraz, mimo upływu lat, znowu poczuje się tam szczęśliwa i odnajdzie upragniony spokój. Evangelia zawsze ma w zanadrzu jakąś historię do opowiedzenia, zazwyczaj blisko związaną z sytuacją słuchacza.
Wszystko wydaje się iść w dobrym kierunku, jednak dopiero przyjazd Daphne na wyspę uświadamia jej że może niekoniecznie tak jest. Powrót do raju lat dziecięcych pozwala jej spojrzeć na życie z innej perspektywy i dostrzec to, czego w nim brakowało.
Czytając historię Evangelii miałam łzy w oczach. Mimo tego co przeszła nie zmieniła się na grosze, pozostała osobą o złotym sercu, gotową obdarować swoją miłością każdego, kto tego potrzebował.
"Szept cyprysów" to piękna opowieść o greckiej kulturze i o tym że nie zawsze szukamy tego czego potrzebujemy. Częściej dążymy za tym co wydaje nam się potrzebne a w rzeczywistości wcale tak nie jest.
Zakończenie książki napawa mnie mieszanym uczuciami. Z jednej strony jest to zakończenie szczęśliwe (bo Daphne odnalazła to, czego szukała), a z drugiej smutne (ile musiała wycierpieć, żeby dotrzeć do tego punktu). Tak jak w życiu każdego człowieka, chwile szczęścia mieszają się z chwilami smutku, co dodaje książce realności.
Należy pamiętać, że po każdej burzy w końcu wyjdzie słońce, nawet jeśli zajmie to trochę czasu :)
Autor: Yvette Manessis Corporon
Tytuł: Szept cyprysów
Tytuł oryginalny: When the Cypress Whispers
Strony: 368
Data publikacji: 11.04.2016
Data przeczytania: 28.04.2017
Ocena: 5/5 ☆
Seria: Życie jest piękne #5
Wydawca: REBIS
Po śmierci męża, Daphne została sama z córeczką i rosnącą górą rachunków. Postanowiła zaryzykować i wszystkie oszczędności zainwestować w otwarcie własnej restauracji, mającej serwować greckie potrawy. To właśnie tam poznaje Stephana - przystojnego i bogatego bankiera, który może odmienić jej los. Kiedy mężczyzna oświadcza się jej, akceptuje je, upiera się jednak, że ślub i wesele mają odbyć się na greckiej wyspie - Erikusie.
To na tej wyspie mieszka babcia Daphne - Evangelia, u której spędzała wakacje jako dziecko, a także później, już jako nastolatka i dorosła. Ma nadzieję, że teraz, mimo upływu lat, znowu poczuje się tam szczęśliwa i odnajdzie upragniony spokój. Evangelia zawsze ma w zanadrzu jakąś historię do opowiedzenia, zazwyczaj blisko związaną z sytuacją słuchacza.
Wszystko wydaje się iść w dobrym kierunku, jednak dopiero przyjazd Daphne na wyspę uświadamia jej że może niekoniecznie tak jest. Powrót do raju lat dziecięcych pozwala jej spojrzeć na życie z innej perspektywy i dostrzec to, czego w nim brakowało.
Czytając historię Evangelii miałam łzy w oczach. Mimo tego co przeszła nie zmieniła się na grosze, pozostała osobą o złotym sercu, gotową obdarować swoją miłością każdego, kto tego potrzebował.
"Szept cyprysów" to piękna opowieść o greckiej kulturze i o tym że nie zawsze szukamy tego czego potrzebujemy. Częściej dążymy za tym co wydaje nam się potrzebne a w rzeczywistości wcale tak nie jest.
Zakończenie książki napawa mnie mieszanym uczuciami. Z jednej strony jest to zakończenie szczęśliwe (bo Daphne odnalazła to, czego szukała), a z drugiej smutne (ile musiała wycierpieć, żeby dotrzeć do tego punktu). Tak jak w życiu każdego człowieka, chwile szczęścia mieszają się z chwilami smutku, co dodaje książce realności.
Należy pamiętać, że po każdej burzy w końcu wyjdzie słońce, nawet jeśli zajmie to trochę czasu :)
niedziela, 30 kwietnia 2017
27/2017 Wakacje na szkockim wybrzeżu
Tytuł: A Summer at Sea
Autor: Katie Fforde
Strony: 368
Gwiazdki: 4/5 ☆
Data premiery: 28.03.2017
Książka przeczytana po angielsku. Otrzymałam ją ze strony netgalley.com w zamian za szczerą recenzję.
Przeczytano w ramach wyzwania czytelniczego: pora roku oraz w ramach wyzwania "Pod hasłem".
Wersja angielska poniżej | English version below ↓
Kiedy sięgałam po tę książkę chciałam przybliżyć sobie słoneczne wakacyjne dni, bo pogoda za oknem bardziej przypomina jesienną słotę niż wiosnę. Już nie mogę doczekać się cieplejszych dni i tylko czekam aż będę mogła schować wszystkie zimowe ciuchy na dno szafy i zapomiec o nich na kilka kolejnych miesięcy ;). Ale do rzeczy.
Emily to położna, która ma dość kłótni z lekarzami na temat bezpieczenstwa porodów domowych. Nie przynosi to takich efektów jakich oczekuje, więc kiedy pacjentka której pomaga zostaje zabrana do szpitala przez nalegającego męża, postanawia zrobić sobie wolne. Kiedy zastanawia się co zrobić z urlopem odzywa się do niej Rebecca z prośbą o pomoc na statku, na co Emily zgadza się bez większego zastanowienia, mając nadzieję że pomoże jej to zapomnieć o ostatnich wydarzeniach.
Brakowało mi opisów zajęć Emily na statku, miejscami miałam wrażenie, że pojechała do Szkocji spędzać czas z Alasdirem i jego córką, a nie pomóc Becce z prowadzeniem okrętowej kuchni. Jeśli już takie opisy się pojawiały to w znikomej ilości.
Druga kwestia do której mam zastrzeżenia to scena z urodzeniem łożyska. Nawet nie tyle sama scena, a bardziej rozmowa na temat tego co ludzie robią z łożyskiem po urodzeniu. Na prawdę nie musiałam tego wiedzieć. Mam wrażenie że autorka umieściła ten fragment tylko po to żeby dać Emily i Alasdirowi powód do rozmowy. Może wywoływać obrzydzenie, więc ostrzegam.
No i to przekonanie, że każda kobieta chce znaleźć sobie męża i założyć rodzinę. Owszem, większość z nas faktycznie tego chce, ale są też kobiety które nie widzą się w roli żony i matki. Odnoszę wrażenie, że autorka przelała swoją prywatną opinię na strony książki. Mogę się mylić, ale tak to wygląda z mojego punktu widzenia.
Ogolnie ksiazka bardzo mi się podobała, czytając ją nie trzeba było się wysilać żeby wyobrazić sobie opisywane wydarzenia. Obrazy wręcz same pojawiały się w mojej głowie. Czuję pewien niedosyt, bo chciałabym wiedzieć co dalej z Emily, Alasdairem i spółką. Z dugiej strony książka kończy się w takim momencie, że wszyscy są szczęśliwi a ich problemy schodzą na drugi plan.
Kiedy zastanawiam się za czym będę tęsknić najbardziej to stwierdzam że najbardziej będzie mi brakowało wysepki z wydrami :) Scena w której się pojawiają jest cudowna.
Książka idealnie nadaje się na wieczorny relaks przy herbatce (bądź kawie, jak kto lubi). Szczególnie biorąc pod uwagę pogodę w przeciągu kilku ostatnich dni.
Book cover and link to the bookstore will come soon.
Emily is a midwife advertising home births. She is in almost constant conflict with local GPs about the issue. After her lastest patient's husband insist on taking her to the hospital, Emily has enough and intends to take a break from work. When she wonders what she will actually do, she gets a phone call from her frien, Rebecca, asking about helping on Becca puffer. Whithout long thinking she agrees and soon finds herself in Scotland.
Considering the fact that Emily was working as a cook in the puffer, there is suprisingly small number of scenes describing what exactly was she doing. In fact I had the impression that Emily come to the Scotland to spend time with Alasdair and his daughter, not to help Becca.
Second thing I have some reservations about is scene with birthing placenta. Not so much the scene, as the talk about what people do with it. I could definitely do without it. It seems to me that the author wrote that just to give Emily and Alasdair something to talk about. To be honest it's gross and something to miss if squemish.
And the belief that every woman wants husband and kids. True, most of us does, but not all can see themselves as wifes and mothers. It looks like personal belief of the author seeped on the pages. I could be wrong about this, but that's my opinion.
Overall I liked the book and people described within. I didn't have to try hard to see images painted by Katie Fforde in the book, they were jumping in front of my eyes as I read. I'm little disappointed we didn't see what happens next to Emily & company, but the story ends in such way that all are happy and it looks like all of their problems and concerns just ebb away. Emily said it best: "I think whatever happens (...), it will all work out for the best. You, me, and Kate, we're a team, and we'll win, whatever happens."
I would like to see places described in the book (if they are real of course). It think the one I want to see the most is that little island with the otters.
"A Summer at Sea" is good position for an evening read with tea (or coffee), especially considering how crazy was the weather in last few days. I recommend it for everyone, whom summer can't come fast enough.
Autor: Katie Fforde
Strony: 368
Gwiazdki: 4/5 ☆
Data premiery: 28.03.2017
Książka przeczytana po angielsku. Otrzymałam ją ze strony netgalley.com w zamian za szczerą recenzję.
Przeczytano w ramach wyzwania czytelniczego: pora roku oraz w ramach wyzwania "Pod hasłem".
Wersja angielska poniżej | English version below ↓
Kiedy sięgałam po tę książkę chciałam przybliżyć sobie słoneczne wakacyjne dni, bo pogoda za oknem bardziej przypomina jesienną słotę niż wiosnę. Już nie mogę doczekać się cieplejszych dni i tylko czekam aż będę mogła schować wszystkie zimowe ciuchy na dno szafy i zapomiec o nich na kilka kolejnych miesięcy ;). Ale do rzeczy.
Emily to położna, która ma dość kłótni z lekarzami na temat bezpieczenstwa porodów domowych. Nie przynosi to takich efektów jakich oczekuje, więc kiedy pacjentka której pomaga zostaje zabrana do szpitala przez nalegającego męża, postanawia zrobić sobie wolne. Kiedy zastanawia się co zrobić z urlopem odzywa się do niej Rebecca z prośbą o pomoc na statku, na co Emily zgadza się bez większego zastanowienia, mając nadzieję że pomoże jej to zapomnieć o ostatnich wydarzeniach.
Brakowało mi opisów zajęć Emily na statku, miejscami miałam wrażenie, że pojechała do Szkocji spędzać czas z Alasdirem i jego córką, a nie pomóc Becce z prowadzeniem okrętowej kuchni. Jeśli już takie opisy się pojawiały to w znikomej ilości.
Druga kwestia do której mam zastrzeżenia to scena z urodzeniem łożyska. Nawet nie tyle sama scena, a bardziej rozmowa na temat tego co ludzie robią z łożyskiem po urodzeniu. Na prawdę nie musiałam tego wiedzieć. Mam wrażenie że autorka umieściła ten fragment tylko po to żeby dać Emily i Alasdirowi powód do rozmowy. Może wywoływać obrzydzenie, więc ostrzegam.
No i to przekonanie, że każda kobieta chce znaleźć sobie męża i założyć rodzinę. Owszem, większość z nas faktycznie tego chce, ale są też kobiety które nie widzą się w roli żony i matki. Odnoszę wrażenie, że autorka przelała swoją prywatną opinię na strony książki. Mogę się mylić, ale tak to wygląda z mojego punktu widzenia.
Ogolnie ksiazka bardzo mi się podobała, czytając ją nie trzeba było się wysilać żeby wyobrazić sobie opisywane wydarzenia. Obrazy wręcz same pojawiały się w mojej głowie. Czuję pewien niedosyt, bo chciałabym wiedzieć co dalej z Emily, Alasdairem i spółką. Z dugiej strony książka kończy się w takim momencie, że wszyscy są szczęśliwi a ich problemy schodzą na drugi plan.
Kiedy zastanawiam się za czym będę tęsknić najbardziej to stwierdzam że najbardziej będzie mi brakowało wysepki z wydrami :) Scena w której się pojawiają jest cudowna.
Książka idealnie nadaje się na wieczorny relaks przy herbatce (bądź kawie, jak kto lubi). Szczególnie biorąc pod uwagę pogodę w przeciągu kilku ostatnich dni.
Book cover and link to the bookstore will come soon.
Emily is a midwife advertising home births. She is in almost constant conflict with local GPs about the issue. After her lastest patient's husband insist on taking her to the hospital, Emily has enough and intends to take a break from work. When she wonders what she will actually do, she gets a phone call from her frien, Rebecca, asking about helping on Becca puffer. Whithout long thinking she agrees and soon finds herself in Scotland.
Considering the fact that Emily was working as a cook in the puffer, there is suprisingly small number of scenes describing what exactly was she doing. In fact I had the impression that Emily come to the Scotland to spend time with Alasdair and his daughter, not to help Becca.
Second thing I have some reservations about is scene with birthing placenta. Not so much the scene, as the talk about what people do with it. I could definitely do without it. It seems to me that the author wrote that just to give Emily and Alasdair something to talk about. To be honest it's gross and something to miss if squemish.
And the belief that every woman wants husband and kids. True, most of us does, but not all can see themselves as wifes and mothers. It looks like personal belief of the author seeped on the pages. I could be wrong about this, but that's my opinion.
Overall I liked the book and people described within. I didn't have to try hard to see images painted by Katie Fforde in the book, they were jumping in front of my eyes as I read. I'm little disappointed we didn't see what happens next to Emily & company, but the story ends in such way that all are happy and it looks like all of their problems and concerns just ebb away. Emily said it best: "I think whatever happens (...), it will all work out for the best. You, me, and Kate, we're a team, and we'll win, whatever happens."
I would like to see places described in the book (if they are real of course). It think the one I want to see the most is that little island with the otters.
"A Summer at Sea" is good position for an evening read with tea (or coffee), especially considering how crazy was the weather in last few days. I recommend it for everyone, whom summer can't come fast enough.
piątek, 28 kwietnia 2017
25/2017 Zafon po raz pierwszy
Tytuł: Pałac północy
Autor: Carlos Ruiz Zafron
Strony: 288
Gwiazdki: 4,5/5 ☆
Tyle słyszałam na temat książek Zafona, że w końcu postanowiłam sięgnąć po jakiś tytuł. Wybór padł na "Pałac Północy" - kupiłam ją, zainteresowana opisem. Jest to druga część "Trylogii Mgły", w skład której wchodzą również "Książę Mgły" i "Światła września". "Pałac północy" wybrałam nie wiedząc wcześniej że należy do trylogii, więc nie zostanie ona przeczytana zgodnie z kolejnością zamierzoną przez autora, co rzadko mi się zdarza. Tymczasem zapraszam do czytania :)
Autor przenosi nas do Indii w okresie międzywojennym, a dokładnie do roku 1932. Poznajemy tu mieszkańców sierocińca w Kalkucie, którzy niebawem skończą 16 lat i, zgodnie z prawem, będą musieli opuścić swój dotychczasowy dom. Każdy nastolatek ma swoje plany, jednak zanim przystąpią do ich realizacji czeka ich przygoda życia. I to niekoniecznie z gatunku tych przyjemnych. Wszystko zaczyna się dziać w dzień pożegnalnej imprezy w sierocińcu. Najpierw pojawia się niezidentyfikowany mężczyzna, a później starsza kobieta z Sheere, swoją szesnastoletnią wnuczką, u boku. To właśnie Sheere opowiada grupie przyjaciół historię, którą postanawiają zbadać przed opuszczeniem sierocińca. Żadne z nich nie mogło przewidzieć tego co stanie się w następstwie ich dociekań.
Czy to co spotka bohaterów to fikcja czy rzeczywistość? Ile prawdy jest w opowieści starszej kobiety? Jak grupa nastolatków poradzi sobie z rozwikłaniem zagadki i czy wyjdą cało z sytuacji? Na te i inne pytania odpowiedzi należy szukać w książce Zafona.
Szczerze powiem, że zakończenie mnie zaskoczyło, szczególnie kiedy została wyjawiona prawda o Jawahalu.
Narratorem jest jeden z uczestników zdarzeń, który postanowił spisać wydarzenia sprzed lat. Przeplatają się rozdziały pisane jako dziennik narratora, z rozdziałami opisującymi zdarzenia w Kalkucie. Narrator informuje nas również jak potoczyły się losy bohaterów, choć jak sam mów, nie ze wszystkimi utrzymuje regularny kontakt.
Polecam czytelnikom w każdym wieku, nie tylko nastolatkom, jak wskazywałby gatunek książki.
Książka przeczytana w ramach wyzwania "pod hasłem" - europejski pierwszy raz.
Etykiety:
4.5 gwiazdki,
52 book challenge 2017,
books,
Carlos Ruiz Zafon,
książki,
lit. hiszpańska,
lit. młodzieżowa,
pod hasłem 2017,
recenzje,
reviews
czwartek, 20 kwietnia 2017
26/2017 O miłości w Londynie
Witam i zapraszam do czytania :)
Tytuł: Coming Down
Autor: Carrie Elks
Strony: 231
Ocena: 4,5/5 ☆
Kliknięcie na okładkę kieruje na stronę książki na Amazonie.
Książka czytana w języku angielskim.
Przeczytano w ramach wyzwania "Pod hasłem"
Do sięgnięcia po książkę zachęciło mnie wyzwanie Ejotka, choć na liście do przeczytania tkwiła już jakiś czas. Znalazłam ją na Google Play kiedy była dostępna za darmo, więc skorzystałam z okazji i uzupełniłam swoją biblioteczkę na czytniku. Kiedy już się dorwałam do czytania, nie byłam w stanie odłożyć czytnika aż nie skończyłam, co rzadko zdarza mi się w przypadku e-booków :)
Poznajcie Beth. Jest szczęśliwa będąc żoną Simona i pracując w klinice dla ludzi z uzależnieniami. A przynajmniej tak jej się wydaje do momentu, w którym w jej życie wkracza Niall. Ponownie.
Już prawie zdążyła zapomnieć o swojej przeszłości.
Jego pojawienie rozbudza w Beth uczucia, o których wolałaby zapomnieć, ale obecność Nialla na to nie pozwala. Dorzucić do tego trzeba córkę jednej z pacjentek kliniki, do której Beth jest bardzo przywiązania i nic dziwnego, że bohaterka nie potrafi połapać się w swoich uczuciach. Fakt, że jej własny mąż nie potrafi zrozumieć jej zaangażowania w sprawy kliniki nie poprawia sytuacji. Gdyby nie Lara i Alex, Beth zostałaby ze swoimi problemami kompletnie sama.
Cała sytuacja ma też swoje dobre strony - zmusza Beth do konfrontacji i pogodzenia się z przeszłością oraz zastanowienia się czego tak naprawdę chce w życiu. Wszystko to sprawia że Beth odnajduje dawną siebie - taką, jaką była dziewięć lat wcześniej.
Ta książka to piękna historia o tym, że nieważne jak nisko upadniemy, zawsze znajdzie się ktoś, kto pomoże nam wstać i stawiać pierwsze kroki. To opowieść o tym, że każdy zasługuje na szczęście, jakim jest znalezienie kogoś, kto kocha nas takimi jakimi jesteśmy i nie chce nas zmieniać.
Polecam każdemu, kto szuka potwierdzenia że warto kochać.
W książce poruszany jest temat uzależnienia od narkotyków, więc jeśli ktoś z Was nie lubi tego tematu, może czuć się ostrzeżony.
Autor: Carrie Elks
Strony: 231
Ocena: 4,5/5 ☆
Kliknięcie na okładkę kieruje na stronę książki na Amazonie.
Książka czytana w języku angielskim.
Przeczytano w ramach wyzwania "Pod hasłem"
Do sięgnięcia po książkę zachęciło mnie wyzwanie Ejotka, choć na liście do przeczytania tkwiła już jakiś czas. Znalazłam ją na Google Play kiedy była dostępna za darmo, więc skorzystałam z okazji i uzupełniłam swoją biblioteczkę na czytniku. Kiedy już się dorwałam do czytania, nie byłam w stanie odłożyć czytnika aż nie skończyłam, co rzadko zdarza mi się w przypadku e-booków :)
Poznajcie Beth. Jest szczęśliwa będąc żoną Simona i pracując w klinice dla ludzi z uzależnieniami. A przynajmniej tak jej się wydaje do momentu, w którym w jej życie wkracza Niall. Ponownie.
Już prawie zdążyła zapomnieć o swojej przeszłości.
Jego pojawienie rozbudza w Beth uczucia, o których wolałaby zapomnieć, ale obecność Nialla na to nie pozwala. Dorzucić do tego trzeba córkę jednej z pacjentek kliniki, do której Beth jest bardzo przywiązania i nic dziwnego, że bohaterka nie potrafi połapać się w swoich uczuciach. Fakt, że jej własny mąż nie potrafi zrozumieć jej zaangażowania w sprawy kliniki nie poprawia sytuacji. Gdyby nie Lara i Alex, Beth zostałaby ze swoimi problemami kompletnie sama.
Cała sytuacja ma też swoje dobre strony - zmusza Beth do konfrontacji i pogodzenia się z przeszłością oraz zastanowienia się czego tak naprawdę chce w życiu. Wszystko to sprawia że Beth odnajduje dawną siebie - taką, jaką była dziewięć lat wcześniej.
Ta książka to piękna historia o tym, że nieważne jak nisko upadniemy, zawsze znajdzie się ktoś, kto pomoże nam wstać i stawiać pierwsze kroki. To opowieść o tym, że każdy zasługuje na szczęście, jakim jest znalezienie kogoś, kto kocha nas takimi jakimi jesteśmy i nie chce nas zmieniać.
Polecam każdemu, kto szuka potwierdzenia że warto kochać.
W książce poruszany jest temat uzależnienia od narkotyków, więc jeśli ktoś z Was nie lubi tego tematu, może czuć się ostrzeżony.
Etykiety:
4.5 gwiazdki,
52 book challenge 2017,
books,
Carrie Elks,
czytane po angielsku,
ebook,
książki,
lit. brytyjska,
pod hasłem 2017,
recenzje,
reviews,
romans
Infolog
Wybaczcie brak postów i kontaktu, ale studia pochłonęły mnie całkowicie :<. Robienie kilku projektow jednocześnie ma to do siebie, że jest bardzo czasochłonne. Dodatkowo postanowiłam zmienić dostawcę internetu, bo z dotychczasowym nie szło się dogadać. Stale były problemy z zasięgiem, a jak już udało mi się połączyć to prędkość nie przekraczała kilku KB/s, co zupełnie zniechęcało do korzystania z internetu.
Postaram się w najbliższym czasie nadrobić nieco zaległości i opublikować kilka recenzji, które póki co czekają w moim zeszycie. Kilka następnych jest w trakcie pisania, także bedzie co czytać ;). Obiecuję więcej takich długich przerw nie robić, a jeśli już się takowa zdarzy, będę informować z wyprzedzeniem.
Mam nadzieję że święta minęły Wam przyjemnie i nikt nie próbował utopić znajomych w wiadrze wody (ani znajomi Was) :p
Miłego wieczoru i do zobaczenia/przeczytania niebawem.
Postaram się w najbliższym czasie nadrobić nieco zaległości i opublikować kilka recenzji, które póki co czekają w moim zeszycie. Kilka następnych jest w trakcie pisania, także bedzie co czytać ;). Obiecuję więcej takich długich przerw nie robić, a jeśli już się takowa zdarzy, będę informować z wyprzedzeniem.
Mam nadzieję że święta minęły Wam przyjemnie i nikt nie próbował utopić znajomych w wiadrze wody (ani znajomi Was) :p
Miłego wieczoru i do zobaczenia/przeczytania niebawem.
Subskrybuj:
Posty (Atom)